Wear your heart on your cheek
But never on your sleeve, unless you wanna taste defeat
But never on your sleeve, unless you wanna taste defeat
O dziesiątej powinien wylądować na
krakowskich Balicach. O dziesiątej powinien dać ci znać, że żyje i wraca do
domu. Tymczasem minęła trzynasta, a ty nadal nie wiedziałaś co się dzieje.
Zarówno Adam, jak i Gordon mieli wyłączone komórki. Martwisz się o tą dwójkę,
choć twoje myśli bardziej skupiają się na tym pierwszym. Może dlatego, że to on
miał cię poinformować, że wrócił do kraju. No i to z nim spędzałaś prawie każdy
ranek i wieczór od ponad czterech miesięcy. Poza tym, czekałaś właśnie na niego
z racji faktu, iż mieszkaliście w tym samym bloku.
Trzy godziny narastającego
strachu, niepokoju, złości i nadziei. Imponująca mieszanka, ale ty jesteś już
powoli zmęczona zamartwianiem się. Nie masz siły. Chcesz, żeby to się już
skończyło. Chcesz po prostu wiedzieć co się z nimi stało – czy dotarli bezpiecznie
do Polski, czy może zginęli albo walczą o życie. Niepewność jest zdecydowanie
najgorsza. Nienawidziłaś tego uczucia.
Nadal wydzwaniasz do
Kanadyjczyków, lecz wciąż zastajesz tylko pocztę głosową. Głos kobiety
proszącej o pozostawienie wiadomości po sygnale to druga po niepewności
najbardziej znienawidzona rzecz na świecie.
Kilkanaście minut przed czternastą
ktoś dzwoni do drzwi. Rzucasz się w ich kierunku, otwierasz i…
- Siemka! – wita się wesoło Simac.
Ulga. Wspaniała, zbawienna,
radosna ulga. Ulga, która sprawia, że ból brzucha znika bez śladu, serce w
końcu zwalnia swój szaleńczy bieg, myśli stają się czyste, a mięśnie mniej
napięte. Czujesz jak kamień z wielkim hukiem spada na ziemię, zabierając ze
sobą cały strach, niepokój i czarne scenariusze. On żyje. Stoi przed tobą cały
i zdrowy, uśmiecha się do ciebie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nagle trafia cię piorun. Może i
pozbyłaś się swoich obaw, ale nie złości. Jesteś wściekła. Masz ochotę wydrapać
mu oczy. Oczywiście, cieszysz się, że nic mu nie jest, ale jednocześnie
strasznie się na niego wkurzasz. Czemu do ciebie nie zadzwonił? Czemu nie
włączył komórki? Straciłaś przez niego mnóstwo nerwów.
- Czemu nie zadzwoniłeś, że jesteś
już w Polsce? – naskakujesz na niego.
Uśmiech znika z jego twarzy.
Zamiast niego pojawia się zaskoczenie i coś jakby poczucie winy.
- Kurczę, zapomniałem! – mówi. – W
samolocie wyłączyłem komórkę, a potem zaczęliśmy grać z chłopakami w karty i
kompletnie wypadło mi to z głowy. Przepraszam.
Uśmiechasz się, ale ten gest nie
ma w sobie nic sympatycznego. Prychasz gniewnie.
- Ja pierdolę – przeklinasz po
polsku.
Stwierdzasz, że jego wyjaśnienia
jeszcze bardziej wytrąciły cię z równowagi. Wbijasz w niego zimne spojrzenie.
- Zapomniałeś?! Zapomniałeś o takiej drobnej rzeczy jak puszczenie
strzały, bo się zabawiałeś z kumplami – warczysz już po angielsku. – Chyba
sobie żartujesz.
- Candi, przepraszam… - mówi
cicho. Widzisz po jego minie, że jest mu autentycznie przykro.
Problem w tym, że masz gdzieś jego
autentyczny żal. Twoje rozbiegane spojrzenie spoczywa na czarnym labradorze.
Nawet nie wiesz kiedy pies pojawił się przy was, łasząc się do swojego pana. Sportowiec
jednak też nie zwraca na niego uwagi, zajęty próbą udobruchania ciebie.
Delikatnie wypychasz Scooby’ego na korytarz.
- Twoje „przepraszam” nic nie
zmienia! Wynoś się! – krzyczysz i zatrzaskujesz mu drzwi przed nosem.
Przekręcasz klucz w zamku, tak dla
pewności. Zwabiony hałasami Simba pojawia się przy tobie, szczekając, ale
podobnie jak szatyn, ignorujesz pupila. Idziesz do salonu, aby wyłączyć
telewizyjny program z wiadomościami. Już nie będzie ci potrzebny. W mieszkaniu
zalega cisza przerywana jedynie pojedynczymi warknięciami white terriera.
Próbujesz wrócić do swojego zwykłego porządku dnia, lecz ledwo co odłożyłaś
pilot, osuwasz się na ścianę i wybuchasz płaczem.
Za dużo emocji naraz. Ten cały
strach i martwienie się dały ci nieźle w kość. O ile wcześniej jakoś się
trzymałaś i nie poczułaś dławiącej guli w gardle, teraz stało się na odwrót.
Musisz pozbyć się tego wszystkiego. Łzy spływają po twoich policzkach. Nie
wiesz czy płaczesz bardziej z ulgi, ze złości czy to jakaś opóźniona bomba
uczuciowa po trzech godzinach przerażenia i nadziei, że Kanadyjczykom nic się
nie stało. A może z każdego tego powodu.
Simba liże cię po dłoniach,
którymi zakrywasz twarz. Pies cię rozczula, lecz jednocześnie wcale nie pomaga.
Nie zmniejsza twojego żalu ani nie koi smutku. Nie wiesz czy ktokolwiek byłby w
stanie to zrobić.
Ostatni raz płakałaś jakieś osiem albo
dziewięć lat temu, kiedy zaczęłaś kłócić się z rodzicami. Wtedy był to płacz
bezsilności. Gdy się zbuntowałaś, obiecałaś sobie, że nigdy więcej nie uronisz
łzy przez ludzką głupotę. Świetnie sobie radziłaś przez ten czas. I popatrz,
wystarczyło, że ktoś nie dotrzymał obietnicy, a ty ryczysz.
Dosyć długo siedzisz na podłodze,
wylewając z siebie łzy. Nawet nie sądziłaś, że możesz mieć ich tak dużo. Kiedy
jednak się uspokajasz, stwierdzasz, że racją jest powiedzenie, iż płacz
oczyszcza. Bo ty czujesz się oczyszczona. Uwolniłaś się od każdego negatywnego
uczucia: strachu, niepokoju, złości, bojaźliwej nadziei. Pozostała jedynie
ulga, że cała ta historia skończyła się dobrze. Jest już tylko jedna rzecz,
którą musisz zrobić.
Drapiesz psa za uchem, uspokajając
go i obiecując, że wszystko już z tobą w porządku. Teoretycznie pupil nie może
zrozumieć twoich słów, ale wydaje się, że ci uwierzył. Nie chce jednak odstąpić
cię na krok. Idzie za tobą do łazienki, gdzie przyglądasz się w lustrze. Od
płaczu masz przekrwione oczy oraz rozmazany makijaż. Zmywasz go, ochlapujesz
twarz zimną wodą i jeszcze raz tuszujesz rzęsy. Spieszysz się, bo chcesz jak
najszybciej wyjść z domu. Przekonujesz white terriera, że za chwilę do niego
wrócisz i zamykasz go w mieszkaniu. Sama udajesz się piętro wyżej i naciskasz
dzwonek.
Chłopak otwiera po chwili. Jest zdziwiony
twoim widokiem i jakby zestresowany. Może się obawia kolejnych wyrzutów,
krzyków oraz kłótni. Zupełnie niepotrzebnie. Kiedy rzucasz się mu na szyję i
mocno przytulasz, pozostaje jedynie zdziwienie.
- Rany, bałam się, że coś wam się
stało – wyznajesz.
Szatyn niepewnie obejmuje cię
ramionami.
- Candi, przepraszam – powtarza
kolejny raz tego dnia. – Naprawdę mi przykro. Przepraszam.
Trwacie w uścisku przez jakiś
czas. Niezbyt długi, ale wystarczający, byś całkowicie uświadomiła sobie, że
ten koszmar rzeczywiście się skończył. Gdy odsuwasz się od niego, wiesz, że nie
żywisz już do sąsiada żadnej urazy.
- Masz nigdy więcej tak nie robić,
bo następnym razem cię zabiję, przysięgam!
Na twarzy Simaca maluje się
skrucha, ulga i rozbawienie jednocześnie. Obiecuje ci jednak, że nie powtórzy
tego wybryku.
- A co z komórką Gordona? –
pytasz. – On też miał ją wyłączoną.
- Rozładowała się – wyjaśnia i
wbija w ciebie uważne spojrzenie. – Ty naprawdę się martwiłaś – stwierdza.
Prychasz ironicznie.
- Oczywiście, że się martwiłam,
idioto! Myślałeś, że nie mam uczuć?
- Nie – uśmiecha się lekko. – Ale
miło wiedzieć, że choć raz role się odwróciły.
Nie masz pojęcia jak to
skomentować. Nawet nie wiesz o co dokładnie mu chodziło. Wybierasz więc
najbezpieczniejsze wyjście z sytuacji – zmieniasz temat.
- O 20 idziemy na spacer?
- Jak zawsze.
Chcesz wrócić do domu, ale
Kanadyjczyk jeszcze raz cię zatrzymuje.
- Hej, Candi… W sobotę po meczu
robimy u mnie domówkę. Może chcesz też wpaść?
Zatrzymujesz się w miejscu jak
wryta, nie będąc pewną czy na pewno dobrze zrozumiałaś. Po pierwsze: jak to domówka? Domówka u Adama? Przecież on
nie lubi imprez, mówił ci to niejednokrotnie. A po drugie: czy on właśnie cię zaprosił na tą imprezę? Tak trochę nie
mieściło ci się to w głowie. Kiedy dzielisz się z nim tymi wątpliwościami,
siatkarz parska śmiechem.
- Myślisz, że ja się nie umiem
bawić? – pyta z krzywym uśmiechem. Odnosisz dziwne wrażenie, że trochę cię
przedrzeźnia. Adam! Przedrzeźnia cię! Coś takiego.
- Domówka a impreza to dwie
zupełnie różne rzeczy – odzywa się. – Po prostu wolę tą pierwszą formę.
- Okej.
- Więc jak? Przyjdziesz?
- Okej – powtarzasz, nadal będąc w
lekkim szoku.
Najpierw zapomina puścić ci
strzały, choć zawsze to robił. Później zaprasza cię na domówkę i kpi sobie z
ciebie. Kim jesteś i co zrobiłeś z moim sąsiadem?!
Dodaję dzisiaj, bo jutro praktycznie cały dzień nie ma mnie w domu i nie wiem czy zdążyłabym opublikować :P No i główny bohater tego bloga znacząco wpłynął dziś na poziom mojego szczęścia, więc to też takie małe świętowanie z mojej strony :D
Uhuhu, a co takiego się wydarzyło? ;>
OdpowiedzUsuńChyba go trochę zaczynam lubić, ale tylko trochę. Szybko, lekko i przyjemnie. Tylko... Kiedy się prześpią i będą małe pieski? xD
Zgadnij kto ja.
Buzial
Coś tutaj ewidentnie się zmieniło i ciekawość mnie zżera co jest tego powodem:) teraz to chyba czas poznać drugą twarz Adama:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Ojejejejej, co się stało z Adamem? Tym uroczym chłopakiem? No co?! Ktoś go podmienił czy co? A może... Może kogoś poznał? Albo po protu się zmienił... W każdym razie liczę, że następny rozdział wszystko wytłumaczy:) Czekam!
OdpowiedzUsuńOczywiście możesz informować mnie na tt:)
świetny :)
OdpowiedzUsuńAdam osiągnął to co chciał i zmienił Candi więc nic nie stoi na przeszkodzie żeby pokazać prawdziwą twarz. Może on imprez nie lubi ale na domówce też się można dobrze zabawić. Nie wiem tylko czy takie stężenie mężczyzn na metr kwadratowy dobrze wpłynie na wyposzczoną Candi:)
OdpowiedzUsuńSuper aż brak mi słów więc powiem, że czekam na kolejny
OdpowiedzUsuń:*****
Boże jaki cudowny rodział. Wiedziałam, że Adamowi nic nie jest, przynajmniej tak sobie wmawiałam przez cały tydzień. Mam nadzieję, ze na tej domówce coś między nimi zajdzie, do czegoś dojdą, otworzą sie przed sobą a zwłaszcza przed swoimi uczuciami.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowości.
Pozdrawiam i całuję Anka
Właśnie tego oczekiwałam : radosnego powitania Adama. :D bo to takie rozwalające :P fajna jest ta zmiana uczuć Candi, ulga a sekunda później nerwica :P to dziwne że się na niego nie rzuciła z pięściami :P ale wyrzucenie go za drzwi jest jeszcze lepsze! :D Jej płacz uświadomił mi, że jest normalną dziewczyną a nie jakimś pozbawionym uczuć robotem (bo tak ją czasem odbierałam, ale pasowało mi to do niej ;) ). Zgadzam się, że płacz oczyszcza. A potem ze zmęczenia szybko się zasypia co też przynosi ulgę.
OdpowiedzUsuńO jak fajnie, że do niego poszła tak szybko :) przytulenie go jest spontaniczne :D to miłe dowiedzieć się, że ktoś się o Ciebie martwi :)
Kur,czę domówka u Adama? To rzeczywiście inny rodzaj zabawy dlatego mu pasuje. Zaprosi tylko najbliższych znajomych i nie będzie musiał się użerać z np. napalonymi dziewczynami :P
Czy coś się wtedy między nimi wydarzy? Wiadomo, że alkohol zbliża :P
Haha ostatnie zdanie najlepsze :P
buziaki :* :*
Jestem pod wrażeniem metamorfozy bohaterki :) Tyle się starała na wszelkie sposoby uwieść Adama, a z tego wychodziła totalna klapa. Bardzo uważał żeby nie być jej zabawką. Zaprzyjaźnili się, ale to tylko pierwszy krok do czegoś więcej. Candi powoli się zakochuje w Adamie i dla niego zmienia tylko póki co próbuje sama siebie okłamywać. To, że tak bardzo się denerwowała brakiem znaków życia i późniejsza mała awantura tylko potwierdza. Tak się zastanawiam czy Adam nie zrobił tego specjalnie by ją sprawdzić ;) W dodatku zaproszenie na domówkę ;)
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać następnego rozdziału :)
Tu już rozwija się coś więcej. Ciekawe tylko, kiedy Candi naprawdę to sobie uświadomi.
OdpowiedzUsuńJejciu, emocje są straszne!! Jeszcze jak Ci sie tak wszystko skumuluje to idzie normalnie wybuchnąć! Ja bym go chyba pobiła jakby mi taki numer wykręcił.
OdpowiedzUsuń