piątek, 17 stycznia 2014

Epilog.



As your shadow crosses mine
What it takes to come alive


Przyjmujący to wszystko przewidział. Kiedy pierwszego dnia dał ci radę, żebyś się nie zakochiwał, wyśmiałeś go. Teraz wydaje ci się, że powinieneś potraktować go poważniej. Gordon zdawał sobie sprawę, że ona jest w twoim typie i że ci się spodoba, a jednocześnie wiedział, że nie jest dla ciebie odpowiednia. On od samego początku spodziewał się, że to się skończy w taki sposób. Próbował cię ostrzec, lecz ty nie słuchałeś.
Jesteś trochę takim romantykiem, prawda Adam? Wierzyłeś, że ona się zmieni. Że twoje uczucie będzie w stanie jej zastąpić adrenalinę związaną z podrywaniem facetów. To beznadziejne, wiesz?
W zasadzie już o niej nie myślisz. Nie zastanawiasz się co się z nią dzieje, nie przywołujesz widoku jej twarzy, nie rozpamiętujesz wspólnie spędzonych chwil. Pozbierałeś swoje serce do kupy, choć jednego kawałka na zawsze będzie ci brakować. Tego, który dałeś jej z miłości, a ona rozwaliła go na miazgę i wyrzuciła do pierwszego lepszego śmietnika.
Co prawda przeprosiła cię. Gordon mówił, że się zmieniła. Tylko, że ty nie wierzysz ani jej, ani jemu. Już raz wydawało ci się, że jest inna. Że pod twoim wpływem skończyła ze swoim sposobem bycia. To jednak okazało się jednym wielkim kłamstwem i ogromnym rozczarowaniem. Nie mogłeś sobie pozwolić na przeżywanie czegoś podobnego kolejny raz. Przeprosiny zignorowałeś, a wszelkie dyskusje o jej metamorfozie ucinałeś zanim się na dobre rozkręciły. W końcu Perrin nauczył się, aby nie poruszać tego tematu, ale czasami przyjaciel rzuca ci pewne spojrzenie. I wiesz, że on wie.
Tymczasem jednak wbiegasz na boisko, zmieniając się z Danem Lewisem. Stajesz pod siatką, czekając aż twój kolega wprowadzi piłkę do gry. Kanada właśnie rozgrywa ostatni mecz fazy grupowej Mistrzostw Świata. Wypełniona mniej więcej w połowie wrocławska Hala Stulecia kibicuje chyba bardziej wam niż Argentyńczykom. Jak na razie doping wam pomaga, bo wygraliście pierwszego seta, a w drugim prowadzicie piętnaście do jedenastu.
Kilka akcji później wyskakujesz do bloku. Starannie wytrenowane przez kilka ostatnich lat ruchy nie mają w sobie nic niezwykłego aż do momentu, w którym opadasz na boisko. Czujesz, że coś jest nie tak, że nie złapałeś równowagi. W twoim kolanie pojawia się rwący ból i przewracasz się na ziemię.
***
- Candice! – słyszysz jak ktoś cię woła. – Musisz iść na chirurgię, do doktora Kosińskiego.
Kończysz podpinać kroplówkę jednej z pacjentek i odwracasz się ze zdziwieniem. Niska kobieta z burzą blond loków, patrzy się na ciebie niecierpliwie.
- Co się stało? Aneta, ja mam teraz obchód, nie mogę tego tak po prostu zostawić.
- Wiem. Monika cię zaraz zastąpi, chodź – koleżanka bezceremonialnie łapie cię za łokieć i ciągnie za sobą. – Posłuchaj, chirurgia jest na pierwszym piętrze.  W gabinecie sto dwanaście jest doktor Kosiński z jakimś pacjentem. Wymienisz się z tamtą pielęgniarką. Będziesz tłumaczem.
Twoja mina ze zdezorientowanej zamienia się w rozbawioną.
- Kim będę? – parskasz śmiechem.
- Candice, to nie jest śmieszne. Tam są jacyś anglojęzyczni pacjenci, oni się nie dogadają z Kosińskim, jeśli zaraz tam nie pójdziesz i nie będziesz wszystkiego tłumaczyć. Przecież umiesz angielski, no nie?
- No tak – uśmiechasz się.
- No to leć tam szybko – koleżanka wciska cię to windy i naciska guzik z jedynką.
Gdy drzwi się zamykają i zostajesz sama, cicho chichoczesz. Polska służba zdrowia! Kto to widział, żeby pielęgniarka robiła za tłumacza? I to jeszcze angielskiego. Co za wstyd.
Kiedy weszłaś do pokoju, najpierw zwróciłaś uwagę na średniego wzrostu łysego mężczyznę w czarnym dresie. Odznaczał się on na tle białego pomieszczenia i białych fartuchów lekarza czy pielęgniarki. Domyślasz się jednak, że to nie on jest docelowym pacjentem. Na kozetce był ktoś jeszcze, ale dostrzegłaś go dopiero, gdy chrząknięciem dałaś znać o swojej obecności.
- Doktor Kosiński? Podobno miałam wymienić się z koleżanką – odzywasz się.
Mężczyzna razem z pielęgniarką patrzą się na ciebie, lecz ty ich nie widzisz. Twój wzrok jest utkwiony jedynie w chłopaku siedzącym na leżance. Na twojej twarzy maluje się szok, oczy się rozszerzają, serce bije szybciej, a żołądek zawija się w supeł. Masz wrażenie, że zobaczyłaś ducha. Tylko, że to nie jest duch. To jest…
- Cześć Adam – witasz się, starając zachowywać się w miarę naturalnie, choć najchętniej albo byś stąd wyszła, albo zemdlała.
Szatyn jest zaskoczony równie mocno. Z trudem odwracasz od niego spojrzenie. Ostatni raz widziałaś go w marcu, kiedy przepraszałaś go za swoją zdradę. Chciałaś chłonąć jego obraz, lecz dobrze wiedziałaś, że nie możesz tego zrobić. I tu nawet nie chodziło o twoje uczucia. Byłaś w pracy, musisz zachowywać się profesjonalnie. Już to przywitanie po imieniu należało do niewskazanych postaw, ale nie przecież nie będziesz traktować go jak obcego.
Szybko wymieniasz się z koleżanką po fachu podstawowymi informacjami. Kobieta wraz z lekarzem opowiadają ci, że Kanadyjczyk został przywieziony z meczu i narzeka na ból w kolanie. Nie zrobiono mu jeszcze żadnych badań. Prosisz koleżankę, żeby przyniosła ci podstawowy zestaw i zaczynasz prowadzić przesłuchanie. Tłumaczysz każde pytanie i odpowiedź. Kiedy w końcu udaje ci się zakreślić sytuację, doktor Kosiński przystępuje do badań, nakazując ci również podanie jednej z kroplówek przeciwbólowych.
- Możesz podwinąć rękaw? – prosisz. – Muszę założyć ci wenflon. Dostaniesz leki przeciwbólowe. I pobiorę ci krew. A później pójdziesz na prześwietlenie.
- Co ty tutaj robisz? – sportowiec dopiero teraz odzywa się bezpośrednio do ciebie.
- Pracuję – uśmiechasz się lekko i kucasz przy jego ramieniu. – Możesz poczuć ukłucie – ostrzegasz.
Kilka chwil później podłączasz kroplówkę. Odsuwasz się o krok, czekając na kolejne instrukcje. I próbujesz udawać, że obecność Simaca w ogóle cię nie krępuje. Z trudem zwalczyłaś w sobie impuls przytulenia się do niego, kiedy dotknęłaś jego skóry, by wbić w nią igłę.
- Pracujesz jako pielęgniarka? – upewnia się Adam.
- Dokładnie tak – parskasz śmiechem.
- Jak to się stało? – szatyn ewidentnie otrząsnął się z szoku i teraz patrzył na ciebie z zaciekawieniem.
- Wiesz co, to trochę długa historia, a nie mogę sobie urządzać w pracy takich pogaduszek. Za godzinę mam przerwę, więc jeśli chcesz, to wtedy porozmawiamy – proponujesz.
- Okej – zgadza się.
***
Dokładnie sześćdziesiąt minut później zmieszasz na umówione spotkanie z chłopakiem. Wiedziałaś, że leżał w jednej z sali dla pacjentów i już tylko czeka na wyniki badań. Kiedy wchodzisz do pomieszczenia, Kanadyjczyk akurat robi coś na telefonie, ale gdy cię zauważa, odkłada komórkę na bok. Stajesz niepewnie obok jego łóżka.
- Możesz sobie usiąść – mówi, przesuwając się na krawędź materacu.
- Nie mogę. Przepisy BHP – wyjaśniasz, ale przystawiasz sobie krzesło.
On chyba nie rozumie co jest prawdziwym powodem twojego skrępowania. Albo udaje, że nie rozumie. Nie masz jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo twoją uwagę przyciąga staruszek leżący za szatynem. Starszy pan próbował dosięgnąć specjalnego trójkątnego chwytaka, który pomagał chorym podźwignięcie się do pozycji siedzącej. Przyrząd znajdował się jednak poza zasięgiem jego dłoni. Przepraszasz na chwilę swojego znajomego i podchodzisz do osiwiałego mężczyzny. Przysuwasz trójkąt bliżej i kładziesz rękę staruszka na chwytaku. Pacjent podciąga się częściowo o własnych siłach, a częściowo z twoją pomocą. Kiedy już znalazł się w pozycji siedzącej, cicho ci podziękował.
- Nie ma za co – uśmiechasz się ciepło. – Pomóc panu w czymś jeszcze?
Mężczyzna odmawia, więc wracasz do szatyna. Ten patrzy się na ciebie dziwnym wzrokiem.
- Co? – pytasz zdezorientowana. – Stało się coś?
Simac potrząsa głową.
- Jak się czujesz? Mam nadzieję, że kolano cię nie boli.
- Nie, wszystko jest w porządku. Jak się tutaj znalazłaś? Przecież nie chciałaś pracować jako pielęgniarka.
- Owszem, nie chciałam – wzruszasz ramionami. – Ale na praktykach w szóstym semestrze zauważyłam, że ci pacjenci coraz mniej mnie irytują. Pewnie w to nie uwierzysz, ale polubiłam pracę w szpitalu. Spodobało mi się to pomaganie ludziom. Na tyle, że po obronie zaczęłam szukać pracy. Tutaj, we Wrocławiu, zostałam przyjęta na staż. Mam nadzieję, że potem będę mogła też pracować tu normalnie.
- A studia?
- Dostałam się na zaoczne pielęgniarstwo w Uniwersytecie Wrocławskim, więc uczę się dalej.
- Rozumiem. I mieszkasz gdzieś tutaj? Wynajmujesz coś?
- No tak – przyznajesz. – Stwierdziliśmy z rodzicami, że to jest najlepsze wyjście z tej sytuacji, zwłaszcza, że w październiku zacznę studia, więc i tak musiałabym się tutaj przeprowadzić.
- Rodzicami?! – powtarza wstrząśnięty.
- Pogodziłam się z nimi. Wiesz, Gordon mi uświadomił, w jakim tkwiłam bagnie. Dopiero dzięki niemu zrozumiałam, że Paulina mną ciągle manipulowała. Pozwoliła, żebym pokłóciła się z rodzicami, pośrednio przyczyniła się do tego, że cię zdradziłam, z powrotem wciągnęła w to całe imprezowanie i… - gwałtownie urywasz, zdając sobie sprawę o czym właśnie mówisz. – Przepraszam. Na pewno nie chcesz o tym słuchać.
- Jak było z rodzicami? – Adam taktownie udaje, że nie słyszał słowa na „Z”.
- Dziwnie. Strasznie się bałam tam iść. Nawet nie wiedziałam, czy ciągle mieszkają w tym samym domu. Kiedy zadzwoniłam do drzwi, czułam się jak jakiś intruz. Bałam się, że oni mnie nie rozpoznają. Albo ja ich. Modliłam się, żeby mi nie zatrzasnęli drzwi przed nosem, choć dobrze wiem, że na to zasługiwałam. Otworzyła mi mama i… wiesz, miłość rodziców jest bezwarunkowa. Nieważne jak bardzo dałam im popalić przez te dziesięć lat: najpierw przez kłótnie i nieposłuszeństwo, a potem przez całkowitą ignorancję. Wszyscy w trójkę się popłakaliśmy… - znowu przerywasz swoją opowieść. Masz wrażenie, że niepotrzebnie opowiadasz mu o takich intymnych szczegółach, chłopaka one na pewno nie interesują. – No w każdym razie pogodziłam się z nimi. Później zerwałam wszelkie kontakty z Pauliną i resztą dziewczyn. I tak znalazłam się tutaj – rozkładasz ręce.
- Zmieniłaś się – stwierdza Kanadyjczyk.
Patrzysz mu w oczy. Widzisz, że naprawdę ci uwierzył. Jest chyba trochę zaskoczony, ale rozumie tą zmianę. Wie, że nie jesteś taka jak dawniej.
- Jedna rzecz się nie zmieniła – przyznajesz, a on tylko rzuca ci zaciekawione spojrzenie.
Nie odrywasz od niego wzroku i nieco ściszasz głos, tak, żeby wyznanie słyszał tylko on.
- Nie przestałam cię kochać.
Candice, czy odważysz się poprosić go o drugą szansę?

 Zawsze chciałam napisać takie opowiadanie. Mam na myśli drugoosobową narrację i niedopowiedziane zakończenie. Możecie popuścić wodze fantazji i same ocenić jak to się wszystko skończyło. Czy Candice zasługuje na Adama, czy nie. Przyznam (nieskromnie), że jestem niesamowicie z niego dumna. Od samego początku miałam przeczucie, że to będzie coś naprawdę dobrego. Najlepszego co napisałam do tej pory, a musicie wiedzieć, że kilka blogów mam już za sobą. Ale to tylko moja opinia, Wasza może być całkowicie inna ;)
Cieszę się i dziękuję, że tutaj ze mną byliście, mimo, że główni bohaterowie nie są jakoś szczególnie znani. Widziałam zresztą po Waszych pierwszych komentarzach, że nie wiecie kim są Adam i Gordon. Albo średnio ich kojarzycie. Cóż, może dzięki mnie to się trochę zmieni :D 
Dziękuję za każdy komentarz. Jako, że opowiadanie było napisane w całości, kiedy zaczęłam je publikować, Wasze opinie nie motywowały mnie do dalszej pracy, ale były wspaniałym wynagrodzeniem za czas, który poświęciłam na pisanie tej historii.
Z tym opowiadaniem żegnam się już definitywnie (choć kochałam je całym sercem i smutno mi je zakończyć). Wciąż jednak możecie mnie znaleźć na Obojętnej
Trzymajcie się ciepło! ♥ Uwielbiam Was wszystkich, naprawdę :')